Sfi.org.pl

Dowiedziałem się, że już jutro (w zasadzie już dziś) w Krakowie ma odbyć się kolejny (10. – w sumie rocznica) Studencki Festiwal Informatyczny. Jako człowiek niezwykle zaangażowany w rozwój polskiej Sieci oraz student UJ (a tacy zawsze wspierają eventy organizowane na AGH, czyż nie?) postanowiłem dołożyć swoją cegiełkę (pustaczek…) do tego przedsięwzięcia, co też czynię w chwili obecnej.

Czytaj dalej „Sfi.org.pl”

Kreatyni.pl

Pogłoski o mej śmierci były przedwczesne! I choć nie dawałem znaku życia przez długie miesiące i wiele czytników RSS spisało mnie już na straty, oto postanowiłem powrócić! Będzie to jednak powrót skromny (ostatnio bowiem nie należę do ludzi narzekających na nadmiar czasu), lecz mam nadzieję udany. Tym samym chciałbym także rozpocząć cykl mini-krytyk (a to dlatego, że i krytykowane strony będą mini!). Na pierwszy zaś ogień pójdzie strona Kreatyni.pl.

Czytaj dalej „Kreatyni.pl”

Lexy.com.pl

Stworzenie własnej strony WWW to jedynie początek długiej drogi zwanej wirtualną przygodą. Po wielu godzinach trudu, związanego z semantycznym użyciem wszelkich możliwych elementów HTML, okazuje się, że jest jeszcze jeden – dla niektórych chyba nawet istotniejszy – aspekt: przechytrzenieprzekonanie Google, że nasza strona zasługuje na pokazywanie w wynikach wyszukiwania. Ta czarna magia, znana szerzej jako SEO, pozwala nam wspiąć się na wyżyny i umieścić naszą stronę na samej górze listy wyników.

Istnieje jednak przekonanie, że SEO nie zawsze idzie w parze z semantyką, użytecznością i dostępnością. Ja, jako absolutny purysta (POSH śni mi się po nocach), walczący o semantyczną Sieć, często wdaję się w dyskusje ze specjalistami od zaklinania Google, w której ścierają się dwie armie argumentów: za zadowoleniem Google oraz za zadowoleniem usera (i najczęściej także specyfikacji).

Dzisiaj zapraszam na krótki eksperyment. Na warsztat wezmę stronę domową Lexy, znanej polskiej pozycjonerki. Spróbuję porównać ogólnie pojętą semantykę (rozumianą przeze mnie, ale i popartą specyfikacją i wytycznymi) z zabiegami pozycjonującymi i pokazać istniejące rozbieżności.

Czytaj dalej „Lexy.com.pl”

NiekrytyKrytyk.com

Krytyka to ciężki kawałek chleba i każdy, kto kiedykolwiek choć przez krótką chwilę się nią zajmował, wie ile kosztuje nerwów (zwłaszcza już po dokonaniu aktu oceny). Nic więc dziwnego, że krytycy czasami siadają załamani w swym fotelu przed kominkiem, skrywają twarz w dłoniach i – cicho szlochając – zastanawiają się czemu nie wybrali spokojnego życia rolnika żyjącego w cichej, zielonej dolinie. Lecz gdy ta chwila słabości mija, zawstydzeni swą niepoprawną postawą roszczeniową wobec samych siebie, przystępują tym żywiej i bardziej ochoczo do pracy i spod ich rąk wychodzi kolejne dzieło pełne krytycznego spojrzenia na otaczającą ich rzeczywistość.

Niektórzy krytycy jednak stwierdzają, że nie wystarczy im już samo krytykowanie rzeczywistości. Oni pragną metakrytyki! Ah, jakże to wspaniałe móc skrytykykować krytykę, tudzież tworzącego ją krytyka! Brzmi dość kusząco, dlatego też postanowiłem dzisiaj porwać się z motyką na słońce.

Czytaj dalej „NiekrytyKrytyk.com”

WuJitsu.pl

Trzymałem dziś w ręku przedstawiciela gatunku Samsung, podgatunek Mini, dlatego też przyszło mi do głowy, aby i na WebKrytyku zawitała jakaś krytyka w wersji mini. W tym celu musiałem sobie upatrzyć jakąś lichych rozmiarów ofiarę. I trafiłem na taką – prostą stronę-wizytówkę firmy (grupy?) Wujitsu tworzącej strony.

Czytaj dalej „WuJitsu.pl”

DawidRZA.com

Ostatnio ktoś nazwał mnie „profesjonalistą”. Wówczas stwierdziłem, że daje mi to prawo do rzucania rękawicy innym profesjonalistom, którzy byli na tyle nieopatrzni aby zamieścić swoją stronę w Internecie. A któż jest bardziej profesjonalny od międzynarodowej agencji marketingowej? Zapewne nikt! Dlatego też jej strona idzie na pierwszy ogień na liście profesjonalistów do odstrzału.

Czytaj dalej „DawidRZA.com”

InternetStandard.pl (runda druga)

Ta strona już raz trafiła pod ostrze naszej krytyki. Wtedy nie poszło jej najlepiej. Ostatnio jednak ciut się zmieniła (no dobrze – nie wiem czy ostatnio, ale z ciekawości ją odwiedziłem i zobaczyłem, że jakaś inna jest), dlatego też postanowiłem dać jej drugą szansę. Zwykle nikomu jej nie daję, ale… Trochu zmieniłem obyczaje 😉

Czytaj dalej „InternetStandard.pl (runda druga)”

GoldenApp.eu

Aplikacje internetowe coraz częściej zastępują tradycyjne strony WWW. Tony AJAX-owych i ARIA-wych odnośników prowadzących w kosmos i treść niedostępna bez JS – tak obecnie wygląda typowa aplikacja WWW. Jednak czy na pewno tak wyglądać powinna? Ostatnimi czasy znów modny stał się temat Progressive enhancement (pojawiło się też kilka dobrych artykułów, np. Jake’a Archibalda), który w dobitny sposób pokazuje w jaki sposób można stworzyć dostępne i użyteczne aplikacje; nawet dla tych, którzy z różnych powodów nie mogą w pełni użyć jej możliwości (błędy w interpretacji JS i inne tego typu dziwne sprawy).

Oczywiście za chwilę podniosą się głosy oburzenia, że przecież prawdziwe aplikacje WWW bez JS prawa istnieć nie mają, tudzież nie mają sensu. Dobrze – a teraz pokażcie mi te „prawdziwe aplikacje WWW”. GMail, czytniki RSS, gry w HTML5 i WebGL… Prawdę powiedziawszy mało jest przykładów rzeczy, które koniecznie potrzebują JS (a taki GMail bez niego też przecież może – i z powodzeniem próbuje – zasysać maile z serwera). A twierdzenie, że Twój serwis internetowy wyświetlający wiadomości sportowe jest tak zaawansowanym webappem, że bez JS się nie obejdzie (bo masz reklamy odświeżające się AJAX-owo co 3 sekundy) jest tak naprawdę przejawem lenistwa. Naprawdę – czy stworzenie linku typu <a href="news1.html">News nr 1</a> jest aż tak skomplikowane i musisz je zastąpić przez <a href="#" onclick="ladujMiTuWTejChwiliNewsa('1')">News nr 1</a>? A co robi Twój super-hiper JS-owy link? Wysyła żądanie do serwera. A co robi zwykły link? Wysyła żądanie do serwera. I do tego reaguje na środkowy klawisz myszy i działa gdy padnie Twój mega CDN, z którego zasysasz wszystkie 100+ plików JS. Przecież każdy link w AJAX-ie odwołuje się do jakiegoś zasobu na serwerze (no bo ta baza danych gdzieś jest, nie?). Hashbangi to zło (i wszyscy to wiedzą), mamy History API a userzy chcą poprawnych URI – więc im je daj a nie owijaj w bawełnę. Twój AJAX i tak robi dokładnie to samo co nie-JS-owy link.

I tak, w swojej mega grze, gdzie eksplodują miliardy fajerwerków w każdej sekundzie możesz sobie wymagać obsługi JS z setkami dziwnych API, takich jak Vibration API. Ale do kurki wodnej: żeby przeczytać newsa o zjełczałym maśle w ultramarynowym pojemniku śniadaniowym prezesa międzynarodowej korporacji nie potrzebuję obsługi grafiki 6D w swojej przeglądarce…

Po tym krótkim (albo i nie – zależy od punktu czytania) wstępie przejdźmy do meritum. Nie na darmo rzuciłem hasłem PE i piekliłem się na działanie zaawansowanych webappów. Otóż ostatnio natknąłem się na ciekawe ogłoszenie, dzięki któremu trafiłem na stronę twórcy aplikacji internetowych. Postanowiłem więc sprawdzić czy webmaster zna tych kilka ładnych haseł jak PE czy ARIA. A oto co odkryłem:

Czytaj dalej „GoldenApp.eu”

fuertigo.pl

Swego czasu Fuertigo.pl postanowiło rozpocząć projekt krytyki stron WWW i z czystej ciekawości zgłosiłem swoją stronę. Jak widać, otrzymała dość niezgorszy wynik. I wówczas sobie pomyślałem: ciekawi mnie czy strona Fuertigo.pl jest w stanie pobić mój wynik. W końcu to ich kryteria i bez problemu powinni zdobyć 100/100 punktów, czyż nie? Postanowiwszy to sprawdzić, zapomniałem o tym… aż do dziś.

Cała ocena oparta będzie na kryteriach oceny stosowanych przez Fuertigo. Co ciekawe, kryteria te istnieją tylko w tym poście na blogu, na oficjalnej stronie projektu żadnej wzmianki o nich (ani linka) nie zauważyłem.
Część testów przeprowadzona przez WebPageTest.org.

Czytaj dalej „fuertigo.pl”

Mezczyzna45plus.pl

Ostatnio w telewizji natknąłem się na reklamę, w której jakiś mężczyzna – mimo zachęt zarówno ze strony rodziny, znajomych, jak i samego kierowcy autobusu – nie korzysta z tego niezawodnego środka miejskiej komunikacji i postanawia dojść pieszo do pracy. Dzięki tej niezwykle dopracowanej reklamie dowiaduję się, że nawet najmniejsza dawka wysiłku fizycznego oddala ode mnie groźną wizję chorób układu moczowo-płciowego. A z racji tego, że w wieku 15 lat przeprowadzono ze mną ankietę na temat tego piekącego problemu, w której zdobyłem aż 0 punktów, zakwalifikowując się jednakowoż do grupy osób z lekkim przerostem prostaty (w końcu nie miałem żadnego objawu), postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej o tej akcji. A najwięcej informacji można znaleźć gdzie? Oczywiście na stronie internetowej!
Czytaj dalej „Mezczyzna45plus.pl”