Dzisiaj nadszedł już najwyższy czas, żeby pojawił się nowy odcinek Wpadek i wypadków! Będzie bardzo, bardzo krótko… ale tak samo zgryźliwie (jak nie bardziej!).
- HTML i CSS dawno przestały być wykorzystywane wyłącznie na stronach internetowych. Pojawiają się także w aplikacjach desktopowych, mobilnych, na telewizorach, w konsolach… Pojawiają się także w e-mailach. I tam często zostają użyte wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi. Już sam fakt, że, żeby zrobić porządnie wyglądającego e-maila, najczęściej wykorzystuje się tabelki (z powodu różnych niedociągnięć i niedoskonałości klientów poczty), jest przerażający. Niemniej nie tak przerażający jak to, że bardzo często e-maile są pełne niedostępnych grafik.
Nieraz zdarzyło mi się już otworzyć e-maila, w którym grafiki nie miały tekstu alternatywnego. To powodowało, że części e-maila nie byłem w stanie przeczytać. Czasami cały e-mail był w postaci takiej grafiki, przez co w ogóle nic nie przeczytałem. Niemniej żaden z tych przypadków nie zirytował mnie tak bardzo jak ten, który przytrafił się mojej skrzynce e-mailowej 17 stycznia.
Tekst alternatywny tego obrazka głosi ni mniej, ni więcej tylko
Pobierz grafikę, aby zobaczyć całą treść wiadomości
. Ktoś chyba zapomniał, do czego służy tekst alternatywny. Owszem, wyświetla się on także wtedy, gdy obrazek się z różnych powodów nie wczyta, ale nawet wówczas taki tekst alternatywny co najwyżej podniesie użytkownikowi ciśnienie. No bo zastanówmy się: czemu użytkownik nie ma włączonych obrazków w przeglądarce?- Bo zostało mu 20MB transferu na komórce i czeka na super ważnego e-maila, ale przez przypadek kliknął na inny, w którym jest miliard obrazków i z ulgą odetchnął, bo zawczasu wyłączył wczytywanie obrazków.
- Bo ma włączoną wtyczkę blokującą wszystko, co nie jest HTML-em i CSS-em w celu zwiększenia bezpieczeństwa do wręcz paranoicznego poziomu.
- Bo używa przeglądarki tekstowej, a obrazki nie są tekstem.
- Bo mu przerwało połączenie i obrazek się nie wczytał.
Nie znam użytkownika, który wyłączyłby obrazki bez powodu. Dlatego tym bardziej wypada mu ten powód podsunąć. Tekst typu
Pobierz ten obrazek
co najwyżej zirytuje – zwłaszcza, że po pobraniu te obrazki okazały się ozdobnikami. Serio aż tak wiele bym stracił, gdybym nie zobaczył tego stockowego zdjęcia? Śmiem wątpić.Pomijam fakt, że gdybym był użytkownikiem czytnika ekranowego, to byłby to po prostu policzek dla mnie. Nie mógłbym dotrzeć do części treści tylko i wyłącznie dlatego, że komuś się nie chciało opisać obrazka. Specyfikacja HTML5 zawiera ogromny rozdział poświęcony nadawaniu odpowiedniego
[alt]
i serio wystarczy po prostu do niego zajrzeć. Do tego dodajmy choćby godzinę korzystania z czytnika ekranowego z zasłoniętymi oczami, żeby zrozumieć, że tylko dodanie sensownego[alt]
wcale nie jest takie „tylko”. - Na ForumWeb.pl wywiązała się ciekawa dyskusja na temat kreatora WebWave. Wypowiedział się nawet jeden z ich pracowników… i zasmucił mnie. Z jego wypowiedzi bowiem wynika, że dostępność nie jest dla nich priorytetem i, co jeszcze bardziej przerażające, mylą ją z wydajnością! Nie widzą żadnego problemu w tym, że kod jest niskiej jakości, bo najważniejsze są
nowe bajery (np. animacje)
.Nawet nie chce mi się komentować – o pewnych rzeczach mówiłem już zbyt dużą liczbę razy…
Niby jest lepiej w kwestii dostępności, ale jednak nie. Mamy naprawdę potężne możliwości (ARIA!) i albo z nich nie korzystamy, albo nie umiemy korzystać. A szkoda, wielka szkoda…
„nie jest dla nich priorytetem i, co jeszcze bardziej przerażające, mylą ją z wydajnością! Nie widzą żadnego problemu w tym, że kod jest niskiej jakości, bo najważniejsze są nowe bajery (np. animacje).”
Dla ich klientów nie jest to priorytetem, ich klienci nie widzą w tym problemu oraz dla ich klientów najważniejsze są nowe bajery. To jasno wynika z wypowiedzi wspomnianego pracownika. Nie widze więc powodów do krytyki takiej postawy. Chyba, że generalne założenie (powtarzającej się regularnie krytyki braku dostępności) jest takie, że ponieważ właściciele witryn zawsze będą mieć gdzieś swoich niepełnosprawnych odbiorców to moralna odpowiedzialność za dostępność internetu spada na rzemieślników – twórców?
Na Zachodzie już się nauczono, że dostępność – obok bycia moralną odpowiedzialnością, jak sam ją nazywasz – jest też niesamowicie dużym biznesem i po prostu nie warto być niedostępnym. W Polsce jakoś ta oczywista prawda nie potrafi dotrzeć.
Poza tym: mówimy tutaj o klientach, którzy nie mają technicznej wiedzy, żeby sami sprawdzić, czy strona spełnia jakieś normy. Stąd nie można mówić, że taki klient ma na temat wywalone, skoro może w ogóle nie znać tematu. W tym wypadku klient ma prawo oczekiwać, że narzędzie, którego używa, zapewnia mu wystarczająco wysoką jakość. A przecież zapewnienie podstawowej dostępności nie jest zadaniem nie wiadomo jak trudnym. Wystarczy generować sensowny kod HTML, a nie bezmyślną siekę.
Jeśli coś generuje kod jak totalny WYSIWYG pokroju Front Page’a, to znaczy, że jest broken by design. Takie narzędzia jak CKEditor są w stanie generować poprawny, semantyczny kod HTML i tego samego można (czy wręcz należy) oczekiwać od kreatorów całych stron.